sobota, 13 października 2012

ostatnia kłopotowska


Słysząc trzask drzwi, otulam się jeszcze mocniej wełnianym kocem i dopiero gdy w powietrzu wyczuwam charakterystyczną woń perfum, podrywam się, potykając o długi materiał i lądując wprost w michałowych ramionach. Czuję ulgę, mogąc wdychać jego zapach, bezkarnie jeździć dłonią po plecach, rozpłakać się i zostać posadzoną na jego kolanach.
-Kłopotowska, no już. Myślałem że się ucieszysz.- mruczy w mój policzek a ja śmieję się. Po chwili brakuje mi tchu, a kiedy Michał zaczyna razem ze mną, czuję że wszystko jest na swoim miejscu. Na swoim pieprzonym miejscu.

Słońce przyjemnie głaskało moją twarz, a na szyi czułam jego oddech. Wpatrywałam się z niemałym zachwytem na panoramę Paryża, majaczące się w oddali dachy budynków i ściskałam kubiakową rękę, wychylając się za balustradę. On zaś stał z zamkniętymi oczami i tylko słyszałam, jak przełykał głośno ślinę i po cichutku przeklinał.
-Kłopotowska, możemy już zejść?- spytał, robiąc delikatnie krok w tył i śmiesznie się krzywiąc.
-Jak otworzysz oczy.
-Nie.
-Rozebrałam się.- delikatnie wkładam dłoń pod jego koszulkę co powoduje tak ubóstwiany uśmiech na jego twarzy i czuję jak niezdarnie, wciąż z przymkniętymi powiekami, próbuje odnaleźć moje usta. Nie ułatwiam mu tego, przesuwam się o krok. Wzdycha cichutko i przyciąga mnie do siebie. Słodkawa woń perfum i twardy tors wprawiają mnie w lekki trans i sama odpływam, by móc nacieszyć się tą chwilą. Do stolicy Francji nakazuje mi wrócić Michał, który zaczyna szybciej oddychać i zauważam, jak chłonie miasto, które zaczyna pogrążać się w ciemności; w powietrzu czuje się zapach wieczoru i przygody i pewnie gdybym zeszła na dół to rozpoznałabym charakterystyczną trawę i samochody; pogrążyłabym się w tym co najpiękniejsze- dużym, nigdy niezasypiającym mieście oferującym lipcową noc.
Samemu jednak nie sprawia to tak wielkiej przyjemności jak sądziłam; można wtedy jeszcze bardziej pogrążyć się w smutku i melancholii i przesiedzieć noc na przystanku, tęsknie patrząc za odjeżdżającymi tramwajami.
-Cudownie jest, wiesz?- pocałował mnie w czubek głowy, podczas gdy obok Amerykanie zawzięcie o czymś dyskutowali, nerwowo gestykulując i rozpychając się.
-Paryż jest piękny, prawda?
-Ty jeszcze piękniejsza.- ten tani bajer spowodował, że się zarumieniłam, próbując to ukryć spuszczeniem włosów na policzki; chyba nie poskutkowało, bo przejechał po nim kciukiem, sprawiając, że stały się jeszcze bardziej czerwone.
-Chodźmy jutro do Notre Dame.
-Tylko musimy uważać na spadających z nieba turystów, bo nie chcę skończyć jak matka Amelii.- zaśmiałam się cicho na wzmiankę o moim ulubionym filmie.
-Zdecydowanie nie. Wolałabym być jej pierworodną. Ale to było, zanim cię poznałam.
Lubię kiedy mi śpiewa. Lubię jego miękki, lekko zachrypnięty głos, podczas gdy w tle hałasuje miasto i kłócą się Jankesi.
-Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna Jesteś podwiniętą rzęsą pod moją powieką
Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna
Dlatego chciałbym ukryć nas 
Za najodleglejszą rzeką.
________________________

Nie mogłam uczynić Kłopotowskiej nieszczęśliwej. Nie potrafiłam. 
I wiecie, dzięki za wszystko.
do zobaczenia na wpuść mnie.