Chyba druga dziesięć, chyba piętnasty utwór Pezeta, chyba
pomieszany z Myslovitz, chyba dziewiąty papieros, chyba czuję się trochę
samotna, chyba siedzę w kuchni na parapecie, chyba podziwiając miasto nocą,
chyba mój kot podrapał mnie w przedramię.
Chyba ktoś puka do drzwi, ale nie mam nawet mu ochoty
otworzyć, ze względu na mój nastrój, który największego optymistę do grobu by
wpędził oraz na zadymioną kuchnię, w której nie widać niczego, poza zarysem
ogromnego stołu.
Kubiak stoi oparty o futrynę, wydymając słodko te swoje
usta, których Angelina Jolie by się nie powstydziła i uśmiecha się, ale w taki
dziwny sposób, który po chwili rozszyfrowuję, jest zwyczajnie podpity.
-Pokłóciłem się ze Zbyszkiem, wiesz?- próbuje zrobić krok w
moją stronę, ale najwyraźniej za bardzo kręci mu się w głowie, bo pozostaje na
swoim miejscu, patrząc na mnie z lekką obawą, jakby bał się że zamknę mu drzwi
przed nosem. Wręcz przeciwnie, otwieram je szerzej, a on wchodzi, twierdząc, że
zawsze mu się tutaj podobało. A ja dochodzę do odkrywczego wniosku, że gdybym
piła za każdym razem, jak pokłócę się z Alką, to żul spod monopolowego mógłby
się schować.
-Widzę, że cię to obchodzi, jak zeszłoroczny śnieg.-
obrażony, sięga do kieszeni po papierosa, robiąc przy tym taką minę, że w
momencie wybaczam mu przerwanie mojego świadomego katowania się przy dźwiękach
i dymie.
-No dobra, już dobra. Co ci znowu ten cham zrobił? Śmiał się
z Moniki? Zjadł ci płatki, czy ukradł książkę z szafki nocnej?- to były
ulubione metody Bartmana do zdołowania Kubiaka; to chyba sprawiało mu jakąś
niewyobrażalną przyjemność, patrzeć, jak biedaczek cierpi, chociaż w gruncie
rzeczy niczemu nie zawinił. Śmiał się, gdy Monika w sposób niedwuznaczny
proponowała mu seks, będąc z Michałem i „kochając go nad życie”, miśkowych
płatek nie lubił zbytnio, ale wpieprzał ile mu się zmieściło, żeby zobaczyć,
jak miota się po domu, wyzywając go od tępych kurw, a prawdziwą uciechę miał
wtedy, kiedy Michał macał dłonią szafkę nocną w poszukiwaniu książki, którą
akurat pochłaniał i zwyczajnie jej nie znajdywał. Pieprzony sadysta.
-Bardzo zabawne. Chyba niepotrzebnie broniłem cię przed tym
pieprzonym erotomanem.
Ummm, a niech to. O mnie rzadko kto się kłócił, chyba że
matka z ojcem, jak się rozwodzili, gdzie wolę mieszkać, a w gruncie rzeczy nie
zapytali się mnie o zdanie, a może to i dobrze, bo czekałby ich zimny prysznic,
bo najbardziej chciałam u Sebastiana, starszego brata. Ewentualnie u babci Eli.
-Wspaniale, stwierdził, że było mu źle ze mną?
-Wspaniale, stwierdził, że było mu źle ze mną?
-Powiedziałem mu, że z Kłopotowską to prawie jak z siostrą i
że nie może cię pieprzyć przy każdej lepszej okazji, bo to prawie jak
kazirodztwo, a on na to w śmiech, że nie jesteś tak niewinna jakby mogło mi się
zdawać. To mówię, że możesz robić co chcesz a mi nic do tego, ale wypadałoby
żeby trzymał się od ciebie z daleka, a on mi na to, że nie musiałem mu tego
mówić, bo on ze szmatami nie trzyma. No się troszkę pobiliśmy, ale nie tak
naprawdę, a potem wywalił mnie, mówiąc, że skoro nie pozwalam mu mieć swojego
zdania to mogę wypierdalać, a Julka jest głupia.
Boże, zastanawiam się, kto z naszej trójki jest najbardziej
popieprzony; Zbigniew z tą swoją manią wielkości i panowania nad całym światem
za pomocą penisa, Michał, którego dobroć i uczynność co chwilę wprawia go w
niemałe kłopoty, czy ja, skoro wpieprzyłam się w ich świat i rzeczywistość.
-Wrócisz tam jeszcze tej nocy, jeśli będzie trzeba nazwiesz
mnie dziwką i wszystko wróci do normy, rozumiesz?- chciałam być bezpłciowa,
chciałam, żeby nie zauważył łez w kącikach oczu, spowodowanych tym, że dla mnie
pokłócił się z praktycznie najważniejszą osobą w życiu. Chciałam, żeby nie
zauważył, że się rozkruszam i opadam z sił.
-Nie wrócę. Po pierwsze, nie nazwę cie dziwką, nawet gdybyś
błagała, a po drugie Zibiego pewnie już tam nie ma i odreagowuje na mieście. I
nie pozwolił mi tam wchodzić, dopóki nie ureguluję swoich relacji z tobą.-
wzruszył ramionami, krzywo się uśmiechając, próbował udawać że wszystko jest
okej.
-Czyli?
-Czyli to jest taka przyprawa, przestań już pieprzyć bzdury,
tylko po prostu pozwól mi tu zostać przez kilka dni.- niezdarnie zmniejszył
odległość między nami tak, że prawie stykaliśmy się policzkami, a jego oddech
przyjaźnie drażnił moją skórę, powodując lekką gęsią skórkę.
-Nie. Nie możesz zniszczyć przyjaźni. Przecież jak on dowie
się, że tu jesteś, przestanie cię kochać. Idź do kogoś innego. Albo wróć do Zbyszka i go
przeproś.- tak, wiem, marne było to ubieganie się do szantaży i manipulacji
uczuciami, na które w dodatku nie miałam wpływu.
-Nie. Mogę iść po walizkę? Jest w aucie.
-Zdążyłeś się spakować?- byłam pełna podziwu dla
umiejętności spakowania się w kilka sekund, i to w dodatku po wielkiej
awanturze.
-Wcisnąłem wszystko po kolei. To mogę?
Zabijcie mnie, chociaż wiem, że też nie potrafiłybyście
inaczej, gdyby spojrzał na was takim wzrokiem. Po prostu jak w amoku pokiwałam
głową, zgadzając się ulokować go w mniejszym pokoju, zastrzegając sobie
wcześniej pierwszeństwo do łazienki rano i śpiewania do woli piosenek
Myslovitz.
Mieszkanie z nim miało mnóstwo złych stron: grymasił, że
ciągle palę, a to taki zły nawyk, że prawie nic nie jem, a jestem taka
chudziutka i drobniutka, że mógłby mnie połamać jednym uściskiem, że ciągle
pracuję, a to też niezdrowe, że nie rozmawiam z nim wystarczająco często, a
powinnam i że w lodówce zawsze jest tylko światło.
Do tego nie potrafił obejść się bez swoich płatek na
śniadanie, a ja codziennie zapominałam kupić mleka, więc naburmuszony zrywał się
o szóstej, pędząc do sklepu, a trzask drzwi powodował, że zrywałam się w momencie z łóżka, śmierdzące koszulki
zostawiał dosłownie wszędzie, łącznie ze stołem kuchennym i moją sypialnią,
maniakalnie sprawdzał, czy wszystkie zamki są zamknięte o trzeciej w nocy, budząc
tym cały blok, uwielbiał mnie przytulać, gdy przeszedł śmierdzący z treningu i
okupował łazienkę godzinami.
Wynagradzał mi to wszystko jajecznicą i tostami każdego
ranka i troszkę psioczeniem na Bartmana, co wprawiało mnie bezapelacyjnie dobry
humor i tym pięknym uśmiechem od którego miękły kolana, przez co z rezultacie
został dłużej niż przewidywałam, ale niech mnie, nie wypuściłabym go za żadne
skarby teraz. Za bardzo się do niego przyzwyczaiłam.
_________
Chyba tylko jedno: dziękuję.