Słysząc trzask drzwi, otulam się jeszcze mocniej wełnianym
kocem i dopiero gdy w powietrzu wyczuwam charakterystyczną woń perfum, podrywam
się, potykając o długi materiał i lądując wprost w michałowych ramionach. Czuję
ulgę, mogąc wdychać jego zapach, bezkarnie jeździć dłonią po plecach, rozpłakać
się i zostać posadzoną na jego kolanach.
-Kłopotowska, no już. Myślałem że się ucieszysz.- mruczy w
mój policzek a ja śmieję się. Po chwili brakuje mi tchu, a kiedy Michał zaczyna
razem ze mną, czuję że wszystko jest na swoim miejscu. Na swoim pieprzonym
miejscu.
Słońce przyjemnie głaskało moją twarz, a na szyi czułam jego
oddech. Wpatrywałam się z niemałym zachwytem na panoramę Paryża, majaczące się
w oddali dachy budynków i ściskałam kubiakową rękę, wychylając się za balustradę.
On zaś stał z zamkniętymi oczami i tylko słyszałam, jak przełykał głośno ślinę
i po cichutku przeklinał.
-Kłopotowska, możemy już zejść?- spytał, robiąc delikatnie
krok w tył i śmiesznie się krzywiąc.
-Jak otworzysz oczy.
-Nie.
-Rozebrałam się.- delikatnie wkładam dłoń pod jego koszulkę
co powoduje tak ubóstwiany uśmiech na jego twarzy i czuję jak niezdarnie, wciąż
z przymkniętymi powiekami, próbuje odnaleźć moje usta. Nie ułatwiam mu tego,
przesuwam się o krok. Wzdycha cichutko i przyciąga mnie do siebie. Słodkawa woń
perfum i twardy tors wprawiają mnie w lekki trans i sama odpływam, by móc
nacieszyć się tą chwilą. Do stolicy Francji nakazuje mi wrócić Michał, który
zaczyna szybciej oddychać i zauważam, jak chłonie miasto, które zaczyna
pogrążać się w ciemności; w powietrzu czuje się zapach wieczoru i przygody i
pewnie gdybym zeszła na dół to rozpoznałabym charakterystyczną trawę i
samochody; pogrążyłabym się w tym co najpiękniejsze- dużym, nigdy
niezasypiającym mieście oferującym lipcową noc.
Samemu jednak nie sprawia to tak wielkiej przyjemności jak
sądziłam; można wtedy jeszcze bardziej pogrążyć się w smutku i melancholii i
przesiedzieć noc na przystanku, tęsknie patrząc za odjeżdżającymi tramwajami.
-Cudownie jest, wiesz?- pocałował mnie w czubek głowy,
podczas gdy obok Amerykanie zawzięcie o czymś dyskutowali, nerwowo gestykulując
i rozpychając się.
-Paryż jest piękny, prawda?
-Ty jeszcze piękniejsza.- ten tani bajer spowodował, że się
zarumieniłam, próbując to ukryć spuszczeniem włosów na policzki; chyba nie
poskutkowało, bo przejechał po nim kciukiem, sprawiając, że stały się jeszcze
bardziej czerwone.
-Chodźmy jutro do Notre Dame.
-Tylko musimy uważać na spadających z nieba turystów, bo nie
chcę skończyć jak matka Amelii.- zaśmiałam się cicho na wzmiankę o moim
ulubionym filmie.
-Zdecydowanie nie. Wolałabym być jej pierworodną. Ale to
było, zanim cię poznałam.
Lubię kiedy mi śpiewa. Lubię jego miękki, lekko zachrypnięty
głos, podczas gdy w tle hałasuje miasto i kłócą się Jankesi.
-Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna Jesteś podwiniętą rzęsą pod moją powieką
Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna
Dlatego chciałbym ukryć nas
Taka miłość jest jedna
Ty jesteś jedna
Dlatego chciałbym ukryć nas
Za
najodleglejszą rzeką.
________________________
Nie mogłam uczynić Kłopotowskiej nieszczęśliwej. Nie potrafiłam.
I wiecie, dzięki za wszystko.
do zobaczenia na wpuść mnie.