Pochłaniając nie wiem którą z kolei kanapkę opowiadał z
zapałem o Mikaelu Blomkviscie, gdy zadzwonił dzwonek. Z niechęcią poszłam
otworzyć, a gdy ujrzałam kobietę, niemalże moje lustrzane odbicie zamarły we
mnie wszystkie funkcje życiowe i z trudem tylko łapałam oddech. Matka, którą
ostatni raz widziałam w święta, niewiele się zmieniła; wciąż tak samo niziutka
i drobna, ubrana w elegancką marynarkę i idealnie pasujące beżowe spodnie
patrzyła na mnie przenikliwie brązowymi oczami, uśmiechając się lekko
wyszminkowanymi ustami i dyskretnie gasząc papierosa za plecami. To były takie
nasze małe grzeszki, do których żadna z nas nie potrafiła przyznać się, chociaż
wiedziałyśmy o tym doskonale; palenie papierosów było jakoś uwarunkowane
genetycznie, szczególnie w chwilach kryzysu.
-Mama?- odzyskałam mowę i unormowałam oddech, nerwowo
poprawiając koszulkę Kubiaka, którą ostatnio ukradłam z jego szafy, bo podobała
mi się gitara; nie uszło to jej uwadze i od tej pory zaczęła podejrzliwe
patrzeć w głąb korytarza jakby spodziewała się tam ujrzeć niemałą orgię.
-Juleczko, kochanie, pomyślałam, że skoro i tak musiałam tu
przyjechać, to cię odwiedzę, co ty na to?- jej przesadnie słodki ton od razu
dał się usłyszeć i wiedziałam, że czyni to raczej po to, żeby nie mieć wyrzutów
sumienia, niż z czystej tęsknoty, bo w gruncie rzeczy oprócz takich samych oczu
i brązowych loków wszystko inne nas dzieliło.
Gorszym problemem był Kubiak w bokserkach w kuchni,
rozkoszujący się kubkiem kawy i wyglądający jakby właśnie spędził ze mną upojną
noc. Nerwowo uprzątnęłam jego porozrzucane koszulki kopniakiem i weszłam do
kuchni.
-Mamo, to jest Michał, Michał to jest mama.- spojrzeli na
mnie zaskoczeni moją elokwencją, a ja chciałam zniknąć. Kubiak jednak
postanowił ratować sytuację, całując moją mamę w rękę i stwierdził, że
niezmiernie mu miło ją poznać, bo słyszał o niej tyle dobrego że wręcz nie mógł
się doczekać.
Nie przypominam sobie, żebym mu opowiadała o Dorotce, chyba
że o tym, jak zjadliwa potrafi być w stosunku do mężczyzn i za jakie szuje je
uważa po nieudanym związku z ojcem. A co mi tam, niech kłamie sobie ile wlezie.
Kolejną gierką z jego strony było przyciśnięcie mnie do
siebie i muśnięcie w skroń, co było odczuciem naprawdę przyjemnym, aczkolwiek w
moim życiu całkowicie zakazanym, bo nie lubiłam, gdy ktoś robił mi nadzieję, a
potem odchodził, jakbyśmy się nie znali. Tak zrobił Kuba, dawno, dawno temu na
imprezie, pozbawiając mnie dziewictwa w sposób, który raczej nie przypadłby do
gustu nikomu, a potem zniknął, nie pytając nawet o imię; wylane wtedy morze łez
pamiętam do dziś, a treść maili, których nigdy nie wysłałam czasem mi się
przypomina w chwilach kryzysu i dołuje jeszcze bardziej. Mama przyglądała mi
się podejrzliwie, więc przylgnęłam do Michała, gładząc dłonią jego szorstki
policzek i uśmiechając się przy tym najpiękniej jak potrafię, pytając, czy
zrobić kawy.
Irytowała mnie; ani razu nie zwróciła się do Kubiaka, który
po ostentacyjnym udawaniu matki, że nie widzi podstawionej przez niego
popielniczki, wyszedł, taktownie zostawiając nas same. Chyba o lata świetlne za
późno, pomyślałam, kiedy Dorotka pogardliwie syknęła na dźwięk zamykanych
drzwi. Spodziewałam się pytań o niego, tego najważniejszego, kim dla mnie jest,
co dla mnie znaczy, jakiś ostrych słów, że nie powiedziałam jej o tym
wcześniej, lecz nic takiego nie nastąpiło. Nadal opowiadała o tym swoim
Andrzeju, jakby nic się nie stało, a we mnie narastała, potęgowana przez nalot
wspomnień z dzieciństwa rozpacz, że wcale jej nie interesuję; docierać zaczęło
to do mnie po dwudziestu trzech latach życia, podczas porównywania ojca do
owego przystojnego bruneta lekko po czterdzieste. Chyba jęk, że z tym dziadem
wiodła żałosne życie i nigdy nie była szczęśliwa, przelał czarę goryczy i
spowodował nieodwracalne zmiany w naszych stosunkach. Wymknęłam się do
łazienki, obmywając twarz zimną wodą, próbowałam powstrzymać się od telefonu do
ojca i wykrzyczenia mu, że kobieta jego życia siedzi właśnie w kuchni i nazywa
go niedołęgą, który spieprzył jej życie, a on siedzi w Warszawie i pociesza się
po niej kolejnymi nastolatkami; chciałam wygarnąć Dorotce, że nie to obiecywała
przed ołtarzem, że to Sebastian był dla mnie ojcem i matką, a oni darli koty
między sobą, nie zwracając specjalnej uwagi na swoje dzieci.
Kłopotowska jednak nie chciała jednak mówić tego
wszystkiego, bo być może któreś z nich zobaczyłoby swój błąd i zapałałoby naglą
chęcią jego naprawienia, fundując codzienne wizyty.
Dobrze wiedziałam jednak, że tak się nie stanie, a spokój
zachowuję tylko dlatego, że gdy wyjdzie, bezkarnie będę mogła wypalić pół
paczki linków i popłakać w umięśniony tors Kubiaka, bo jesteśmy rzekomo
przyjaciółmi.
Gładko zmieniłam temat, opowiadając o ostatniej wizycie u
Sebastiana i narzekając na brud w mieszkaniu, którego matka miała zawsze dosyć;
w jej oczach widzę, jak planuje zostać ekipą sprzątającą i czcze rozmyślania
przerywa Kubiak, który ze słodką miną wchodzi do środka, oznajmiając, że kupił
pączki. Ich cudowny zapach roznosi się wnet w całym pomieszczeniu, a ja pomimo
tego, że staram się nie jadać takich rzeczy i jestem na wiecznej diecie, mam
ochotę go pocałować za tą odrobinę przyjemności; Dorotka zaś stanowczo
dziękuje, mówiąc że dba o linię i właściwie to już powinna iść, bo Andrzej
czeka, mają razem iść na obiad a potem do kina.
Kiedy odchodzi, wzruszam ramionami, jakby była czymś mało
znaczącym i chyba sama zaczynam w to wierzyć, ale nie Michał.
On uśmiecha się znacząco, jakby był ekspertem w takich
sprawach i codziennie spotykał Kłopotowskie, których relacje były tak poplątane
jak „Moda na sukces” i doskonale wiedział, co ma zrobić. Okazuje się, że gówno
wiedział, bo gdy ja płakałam, on tylko mówił, że gdybym była nikim, to nie
przyszłaby tutaj, ja zaś twierdzę, że pewnie miała jakąś sprawę do załatwienia
i tak w kółko, aż do północy, kiedy postanawiam, że mazanie się z błahego
powodu jest całkowicie bezsensowne i gwałtownie wstaję, mówiąc Kubiakowi, że
idę na spacer, bo dobrze zrobi mi świeże powietrze. Gdy ubiera buty, staram się
jakoś protestować bo w moich wyobrażeniach układałam sobie to wszystko w
ciemnościach pośród ulic, bloków i bujnej zieleni; jednak kiedy zamknął za nami
drzwi, staranie chowając klucz pod ogromną glinianą donicę, uświadamiam sobie,
że potrzebuję go bardziej niż kogokolwiek innego; rozumiał mnie, w miarę
męskich możliwości i na pewno nie zamierzał oceniać ani do niczego zmuszać.
Akceptował to, co działo się między mną a matką i nie próbował w żaden sposób
tego prostować, co przez pięć lat nie udało się Alce. Nie było żadnego muru,
ograniczeń ani niedomówień.
Nie odzywał się, zapewne czekając na atak wylewności z mojej
strony, który nie nastąpił, a ja czułam, że jestem winna mu jakiekolwiek
wyjaśnienie.
Pierdolę przymuszane zwierzenia i oschłych ludzi.
___________
Musiałam to napisać; to swoistego rodzaju podziękowanie, chyba jedyne jakie umiem dać za to, że moja mama nie jest Dorotką; to silna kobieta potrafiąca walczyć o rzeczy dla niej najważniejsze, a tej siły brakuje matce Kłopotowskiej.
Też mam to szczęście, że Dorotka to osoba całkowicie mi obca. :)
OdpowiedzUsuńNienawidzę takich zimnych, bezemocjonalnych suk, bo rujnują życie swoim dzieciom.
W ogóle to gdybyś miała ochotę, zajrzyj na niepokonany.blogspot.com :)
Kłopotowska nie miała łatwego życia, a jej matka noc cóż nie sprawdziła się dobrze w roli rodzicielki... na całe szczęście Kłopotowska ma Michała który ją wspiera.
OdpowiedzUsuńJa już pisałam że to kocham, więc co mi tam, napiszę jeszcze raz: Kocham Kłopotowską! :)
OdpowiedzUsuńPopsute relacje z jednym z rodziców, są raną która nigdy tak naprawdę się nie goi, jeszcze gorzej jest, kiedy ten rodzic udaje, czy też naprawdę nie widzi swoich błędów.
Dobrze że ma Michała.
Chyba każdej kobiecie przydałby się taki Kubiak! :)
Pozdrawiam! :)
Ps. na zakazane-historie, pojawił się "Zapach" drugi. :)
Rodzice Kłopotowskiej spieprzyli jej życie tak, że bardziej już nie można... W takich chwilach, gdy nie możemy zwrócić się do rodziny, warto mieć przyjaciół takich jak Michał, gotowych zawsze nam pomóc,którzy pomilczą z nami, gdy tego potrzebujemy i co najważniejsze, nie naciskają na nas, abyśmy się im zwierzali "tu i teraz" tylko pozwalają nam to zrobić, gdy sami tego chcemy, a wtedy cierpliwie wysłuchują. Kłopotowska, na pierwszy rzut oka wydaje się silną kobietą jednak tak nie jest. Jest delikatna i często potrzebuje wsparcia drugiej osoby. Brak jej miłości. Kobiety takie jak Dorota nie powinny mieć dzieci. Są to matki z serii "zimna suka", które traktują dzieci jak kartę przetargową podczas kłótni z mężem.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i czekam niecierpliwie na kolejny rozdział, nulka :*
[jeden-pocalunek-siatkarza.blogspot.com]
Ależ mi się szkoda zrobiło Kłopotowskiej, bo przecież mama to zawsze mama, a ta to suka, ale i takie się trafić muszą. A Misiek, no mam nadzieje, że jej nie zostawi.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że Kłopotowska ma takie a nie inne stosunki z matką, bo z autopsji wiem ( Ty z resztą też), że mama jest w życiu jedną z najważniejszych osób. Swoją drogą uwielbiam postawę Kubiaka, który jej nie chce zostawić w takiej chwili samej i po prostu jest. I dodam jeszcze, że kocham Kłopotowską od pierwszego zdania w Kłopotowskiej pierwszej, o.
OdpowiedzUsuńEj no, On zawsze wie jak się zachować, kiedy przytulić, kiedy cmoknąć, a kiedy uśmiechnąć się i poplotkować o tym i o tamtym. Ma Kłopotowska szczęście, że może chwilę mu na ramieniu popłakać.
OdpowiedzUsuńA mamuśka to nie wiem czy wie na czym polega rola matki, ale no cóż - i takie 'cuda' można spotkać w życiu. Sucz.
Nienawidzę takich osób jak mama Julki. I słysząc o takich ludziach bardzo się cieszę, że moi rodzice są inni. Starsza Kłopotowska chyba nie do końca rozumie na czym polega rola matki.
OdpowiedzUsuńDobrze, że Julka ma przy sobie Kubiaka. A ona chce, żeby on był blisko. Dobrze, że mogła mu się wypłakać. I dobrze, że poszedł z nią na spacer. Czasami dobrze jest też tak sobie wspólnie pomilczeć.
Pozdrawiam :*
[http://you-are-my-breath.blogspot.com]