-Hej, Zbysiu, nie pieprz mnie na pierwszej randce, choć
wiruje świat po piwach i po wódki szklance.- zaintonowałam, potykając się o
własne nogi; Bartman, dzisiejszej nocy dżentelmen w każdym calu, złapał mnie,
pozwalając sobie na wędrówkę palców w okolicach moich pośladków i przyciskanie
mnie bardziej do jego rozgrzanego ciała.
-A niech mnie, nigdy nie sądziłam, że to mi się będzie
powodować.- chyba przesadzałam z tym prowokacyjnym ocieraniem się o jego krocze
własną nagą nogą oraz wpijaniu się w smakowicie po alkoholu wyglądające wargi,
ale samokontrola gdzieś uleciała, razem ze wstydem i przekonaniem, iż Bartman
to idiotyczny przypadek, którego nie trawiłam; po prostu potrzebowałam
chwilowej odskoczni od rzeczywistości, którą mógł mi bez wahania zafundować.
-Widzisz skarbie, Zibi wie, jak dogodzić kobiecie.- uśmiech
na jego twarzy, zwyczajnie tak obleśny, był chyba zapowiedzią dalszej części
wieczoru, który miał się skończyć chyba na czymś więcej niż obściskiwaniu i
cichym dyszeniu; to takie prymitywne, zaspokajać się w kącie salonu podczas
imprezy.
-Chyba ci nie wierzę.- wzdycha teatralnie, brutalnie
sadzając mnie sobie na kolanach, niemalże dusi mnie swoim językiem, który
wepchnął mi do gardła, jednocześnie błądząc tymi ogromnymi dłońmi pod
bawełnianą koszulką; wydaje mi się, ze to jakiś dokonały żart lub kawał, ale
dudniąca muzyka i jego ciało napierające na moje nie dają mi się wyrwać z
rzeczywistości, przez co staję się otwarta na nowe bodźce.
-To wszystko?- staram się wyglądać na rozczarowaną, ale Zbigniew,
znawca kobiet i ich odbiegających od normy zachowań, doskonale wie, że to
marnie ukryta pod kopułą obojętności, a wręcz zniechęcenia prowokacja do tego,
żeby porwał mnie i pieprzył aż do utraty tchu, podczas gdy obok Kubiak nadal
będzie polewał wódkę, a Alka wyła smętnie
budzić się i chodzić spać we własnym niebie, być tam, zawsze tam gdzie ty,
do adresata bliżej nieokreślonego, zapewne kolejnej wielkiej miłości,
posiadającej żonę, dwójkę dzieci, willę i basenem i nie mającym pojęcia o jej
istnieniu.
-Musisz mi pomóc.- niemalże wypycha mnie z salonu pełnego
przyglądających nam się ludzi, po to by otworzyć przede mną drzwi do sypialni,
kurtuazyjnie się kłaniając, co wywołuje u mnie napad pijackiego śmiechu,
kończący się wraz z namiętnym pocałunkiem złożonym na moich wargach.
Popchnął mnie na łóżko, nie dbając o to, że na moim ciele
pojawi się porcja nowych siniaków; szczerze powiedziawszy, w tym momencie było
to tak mało istotnym szczegółem, że nawet przestało boleć. Chciałam tylko
pozbyć się jego koszuli, zdobiącej niezły kaloryfer. Położył się na mnie,
zachłannie całując w usta, tak że brakowało mi tchu; lewą ręką majstrował coś
przy moich spodniach, które w końcu opadają na puchaty dywan obok łóżka.
Obcałowywał moje ciało od szyi do pępka, językiem zataczał kręgi wokół niego,
powodując moje głośne jęknięcie, na co zareagował cwaniackim uśmieszkiem,
którego na trzeźwo tak nienawidziłam. Wreszcie z trzaskiem zerwałam z niego
koszulę, powodując, że guziki od niej spadły na ziemię, rozsypując się po całej
podłodze. Przez chwilę tkwimy w absolutnej ciszy, nasłuchując odgłosów toczącej
się w salonie imprezy, niestety już bez gospodarza. Potem dzieje się kilka
rzeczy na raz: wybuchamy ponownie ogromną namiętnością, ktoś obok tłucze
szklankę, a mój telefon uporczywie próbuje wyrwać mnie ze stanu chwilowego
upojenia, katując uszy dzwonkiem Nokii.
-Przestań.- udaje mi się wysyczeć, kiedy przygryza moje
ucho, trzymając moje ręce w szczelnym uścisku nad głową, co powoduje moją
całkowitą bierność; nienawidzę tego uczucia i próbuję mu się wyrwać, co
powoduje jego śmiech, bo niby jak ma sobie poradzić ważąca 57 kilogramów
kobieta z dwumetrowym cielskiem? Drażni się ze mną, powodując jęki naprzemienne
z sykami i warczeniem, że go nienawidzę. On tylko rży jak koń, przez co nie
lubię go jeszcze bardziej, jeśli to możliwe.
-Weź mnie.- przez zaciśnięte zęby w końcu udaje mi się
wypowiedzieć zdanie, na które czekał chyba od dobrej godziny, kiedy znaleźliśmy
się tu sam na sam. Gdy czuję go w sobie, niemalże krzyczę z rozkoszy,
jednocześnie będąc wściekłą, że sprawia mi to tyle przyjemności.
Poranki na kacu nie są zbyt ciekawe; boli głowa, jest
niedobrze, chce się pić i wzdryga na widok jedzenia. No, w moim przypadku nie
tylko jedzenia.
Bartman leżał w poprzek łóżka w pozycji, która świadczyłaby
o tym, że gdy ja tam jeszcze byłam, obejmował mnie, zapewne z tym obleśnym
uśmiechem na twarzy, bo skoro zdobył Julkę Kłopotowską, to zdobył cały świat;
czasami zazdrościłam facetom, że tak niewiele potrzeba im do szczęścia. Gdybym
mogła cofnąć czas, zrobiłabym to bez wahania; sama siebie zhańbiłam, podejmując
beznadziejne wyzwanie, jakie mi rzucił mimochodem, a teraz pławił się z blasku
chwały, bo się ze mną przespał. Nawet jak dla osoby noszącej nazwisko
Kłopotowska, brzmi to beznadziejnie.
-A gdzie namiętny pocałunek na dzień dobry i śniadanie do
łóżka, w ramach podziękowania za kilkanaście orgazmów tej nocy?
-Gdyby moja głowa nie pękała, i nie chciało mi się rzygać,
to mógłbyś już zacząć żegnać się z genitaliami.- warknęłam i zanurkowałam pod
łóżko w poszukiwaniu bielizny i sukienki, którą wczoraj tak pospiesznie ze mnie
zdzierano.
-Uwielbiam, jak się denerwujesz. Wyglądasz wtedy tak słodko,
wiesz?- uśmiechnął się w ten swój obleśny sposób, rzucając we mnie swoją
uszkodzoną po ostatnich ekscesach koszulą; guziki wciąż walały się pod moimi
stopami, a ja liczyłam na to, że wychodząc z łóżka, Bartman się o nie wywróci i
co najmniej połamie; nie tylko dla samej mojej przyjemności, ale także po to,
by świat od niego odpoczął.
-Tandetny jest ten twój wymuszony romantyzm, więc mógłbyś
oddać mi już bieliznę.- beztroska, z jaką to powiedziałam, kosztowała mnie
sporo; samo spojrzenie bez wyraźniej niechęci w jego stronę powinno być
nagrodzone pokojową nagrodą Nobla.
-Wczoraj nie miałaś oporów przed występowaniem w wersji
hard.
Nie miałam zamiaru tłumaczyć się przed nim, wyjaśniać mojej
niechęci oraz pragnienia jego natychmiastowej śmierci. Chciałam uciec, a nie
skacowana debatować w dusznej sypialni wypełnionej zapachem jego perfum i
wczorajszych ekstaz nad moją seksualnością, która, nawiasem mówiąc, nadal nie
była jego sprawą, pomimo że wczoraj uprawiał ze mną seks, który wcale nie był
taki zły.
Podwinęłam rękawy koszuli tak, że nie ciągnęły się do ziemi,
a zamiast guzików użyłam skórzanego paska od spodni, który znalazłam w
łazience. Not bad.
Poranna wersja z kawą, papierosem, w zbyszkowym przyodzianiu i bez makijażu tak
różniła się od wczorajszej, sukowatej Kłopotowskiej; czułam się paskudnie, i
fizycznie i psychicznie, a moja pewność siebie gdzieś się zapodziała, gdy po
kuchni wkroczył Kubiak z uśmiechem na twarzy i w samych bokserkach, a moje
policzki zapłonęły żywym ogniem. Bynajmniej nie ze względu na to, iż Michał był
tak urodziwy, chociaż miał sobie mnóstwo seksu, a dlatego, iż o wczorajszych
ekscesach musiało się dowiedzieć pół imprezy, łącznie z nim na czele.
-Michał, ja…- nie miałam pojęcia, jak to odkręcić,
wytłumaczyć lub zatuszować nie robiąc z siebie idiotki ani kolejnej zabaweczki
Zbysia Bartmana; z dwojga złego, nie wiem co gorsze, aczkolwiek chyba wolałabym
być nazwaną głupią pindą niż aby ktokolwiek więcej odkrył, że spędziłam z nim
tę noc.
Wzruszył tylko ramionami, oddając mi bieliznę, którą znalazł
w łazience obok pralki, twierdząc, że przespać z Zibim zdarzyło się prawie wszystkim
jego koleżankom, ale to naprawdę nieładnie, że mnie tak potraktował.
Wtedy czerwień mych policzków rozlała się na całą twarz.
__________________
Nie mam pojęcia co powiedzieć. Chyba mogę tylko to, że przepraszam za dość długą nieobecność i obiecać, że blog ten będzie dokończony. Co do tego nie ma wątpliwości, ponieważ wszystkie rozdziały są w moim Wordzie. Funduję mały come back dla tych, którzy są chętni.
A jeżeli ktoś miałby jakieś pytania, albo coś, to zapraszam na
formspring.
Do zobaczenia za parę dni.